Lis trafił do nas jako Artus z Fundacji Adopcje Malamutów, po tym jak zdecydowanie przedwcześnie odszedł od nas Tromso. Mika wszak musiała mieć towarzysza zabaw, bowiem sama nie mogła znaleźć sobie miejsca w domu.
Choć fundacja zajmuje się głównie pomaganiem malamutom, z którymi z natury mieliśmy już kontakt i doświadczenie, to w tym przypadku trafił nam się mix najprawdopodobniej huskiego i malamuta. Przepiękny rudzielec o jednym błękitnym, a jednym brązowym oku natychmiast skradł nasze serca. Zresztą spójrz poniżej, nikt nie mógł się mu oprzeć.
Psiaka znaliśmy tylko ze zdjęć i z kilku rozmów telefonicznych z jego tymczasowymi opiekunkami. Można powiedzieć, że gdy po niego pojechałem, nie wiedziałem na co się piszę. Rudego diabła odebrałem w Wieluniu, gdzie został dowieziony chyba z okolic Krakowa.
Pierwsze dwa dni Lisa i Miki w domu nie należy do najłatwiejszych, ale duża dawka spokoju, swobody w domu pod naszym stałym nadzorem sprawiła, że psy ostatecznie się dotarły i doskonale czuły się w swoim towarzystwie. Gdy z czasem wskutek wady wrodzonej Lis stracił wzrok, Mika była dla niego sporym oparciem.
A potem w domu, pojawiła się Sarna. A jak wiadomo Sarna i Lis to doskonała kombinacja.